Misje

Wieści z boliwijskich misji

Kościół Wt. 02.02.2021 12:00:00
02
lut 2021

Warunki pracy misjonarzy zależą od natury, która ich otacza. Zmagają się ze śniegiem i zimnem na Syberii, z ciepłem i piaskami w Afryce, czy wysokością i górskimi drogami w Andach. Zapraszamy do lektury listu ks. Pawła Wysokińskiego, misjonarza z Boliwii, w którym opisuje on realia pracy podczas pory deszczowej.

„Trzeci rok pracuję w Boliwii w diecezji, która w przeważającej mierze jest położona w wysokich górach Ameryki Południowej. Nasze parafie są położone na wysokości mniej więcej 2 000 metrów n.p.m. Sam fakt wysokości niektórym nie pozwala pracować w tych miejscach. Rozrzedzone powietrze powoduje z czasem wzmagający się ból głowy, a nawet zasłabnięcia i skutkuje u takiego misjonarza wyjazdem i poszukiwaniem miejsca o dużo mniejszych wysokościach.

Innym problem są nasze podróże do wiosek oddalonych od naszych parafii czasem o kilka godzin, aby sprawować tam sakramenty. Czasami wjeżdżamy tam nawet na 3 000 metrów n.p.m. Górskie drogi wspinają się mozolnie, kręcąc się wokół gór. Są one strome, wąskie i często o słabej, dziurawej nawierzchni. Czasami jadąc całą drogę nie spotyka się innych samochodów. Jeśli jednak dojdzie do spotkania występuje problem: jak się wyminąć. Wtedy ja i drugi kierowca szukamy trochę szerszego miejsca, czasem cofając się dziesiątki metrów. Często spotyka się ludzi wędrujących do swoich wiosek; spalonych od słońca mężczyzn, wracających lub idących do swych poletek. Zmęczone kobiety niosące w chustach (na plecach) swoje małe śpiące dzieci. I młodych ludzi wędrujących do szkół, czasem nawet kilka godzin. Czasem na środku drogi staną krowy lub co gorsze osły, które w swojej naturalnej upartości nie chcą z niej zejść. Czasem jesteśmy pochłonięci przez „morze” kóz, które stadem przekraczają drogę, a czasem przez owce. Te są o wiele bardziej niesforne i trochę głupie. Co jak w przypadku też i osłów wymaga długiego używania klaksonu, okrzyków przez okno i wymachiwania rękami.

Jednak główny problem wypraw misyjnych przez te drogi może zdawać się nieco dziwny. Są to górskie rzeki. Od marca do grudnia można o fakcie ich istnienia całkowicie zapomnieć. Są wyschłe. Przejeżdża się ich suche koryta nie rejestrując tego faktu. Czasem jedzie się do wioski poprzez koryto takiej rzeki. Jednak od grudnia do marca w okresie, gdy pada intensywnie, zapełniają się one schodzącą z gór wartką i niebezpieczną wodą, która zabiera ze sobą wszystko. Co ciekawe taka woda pojawia się czasem na kilkanaście godzin i potem znika. Ale w tym czasie uniemożliwiając całkowicie dalszą podróż. Próba przekraczania takiej rzeki jest niesamowicie niebezpieczna, gdyż zdarzały się przypadki, że woda zabierała dużego jeepa wraz z ludźmi, przewracając i topiąc ich. Co w takiej sytuacji robić? Najlepiej jest się zawrócić i z pochyloną głową uznać wielkość natury. Porażkę wyprawy misyjnej tłumaczy to, że nigdy nie można przewidzieć kiedy sucha i spokojna rzeka stanie się niebezpiecznym żywiołem.

Pamiętam jak pewnego razu w grudniu wybraliśmy się do wioski, aby odprawić Mszę świętą. W samochodzie byłem ja i do pomocy miałem siostrę Boliwijkę o imieniu Alicja. Gdy wyjeżdżaliśmy, deszcz tylko kropił, ale z czasem rozpadało się na dobre. W połowie drogi napotkaliśmy napełnioną rzekę. I jak zawsze postawiliśmy sobie fundamentalne pytanie. Przejeżdżać, czy nie? Trzeba sprawdzić. Wyszliśmy z samochodu. Podwijam mozolnie nogawki od spodni, aby zmierzyć wodę. Przed wejściem obserwuję siostrę, która rzuca kamieniami w wodę z brzegu. Zdumiony pytam: „Siostro, chcesz kamieniami przegonić wodę, czy grasz w kaczki, gdy ja zmagam się z mierzeniem wody?” Zaczęliśmy się śmiać. Odpowiada mi, że to jej sposób mierzenia wody. Specyficzne. Okazało się, że woda nie dała mi zrobić nawet pierwszych kroków chcąc mnie zwalić z nóg. Co się robi w konsekwencji tego? Po pierwsze, szuka się zasięgu telefonicznego, aby zadzwonić do radia diecezjalnego. Ono w swoim programie informuje, że przez opady deszczu ksiądz nie może dotrzeć na zaplanowaną Msze św. A potem szuka się, mozolnie cofając samochodem miejsca tak szerokiego, aby zawrócić i wrócić na parafie.

Serdecznie pozdrawiam czytelników. Pisząc to obserwuje przez okno, jak pada deszcz. W końcu mamy styczeń. No i rzeki się pojawiły w górach”.

ks. Paweł Wysokiński



0 komentarze

Podpisz komentarz. Wymagane od 5 do 100 znaków.
Wprowadź treść komentarza. Wymagane conajmniej 10 znaków.