Kraj

MSPO: twardy pancerz i czułe anteny

Region Pon. 18.09.2023 15:09:23
18
wrz 2023

W niedzielę, 17 września na poligonie w Orzyszu odbyły się pokazowe manewry „Jesienny Ogień”. Uzupełniając wcześniejszą o miesiąc defiladę w Warszawie MON zaprezentował tam, co ma najlepszego i najnowocześniejszego. A co pojawi się w linii w ciągu najbliższych kilku lat? To z kolei pokazywano w pierwszym tygodniu września w Kielcach, na Międzynarodowym Salonie Przemysłu Obronnego.

Przy naszych ekspresowych zbrojeniach można nieraz usłyszeć narzekania, że nabijamy portfele producentom z USA i Korei Południowej. Na kieleckim MSPO sprawdziliśmy więc, co produkuje (bądź testuje, względnie projektuje) rodzima zbrojeniówka. Oto kilka przykładów sprzętu, który jest wytworem krajowej myśli technicznej, a który lada chwila trafi (albo już trafia) m.in. do naszej, 18. Dywizji Zmechanizowanej.

Nadzieja „zmechu”
Wyczekiwany od lat bojowy wóz piechoty Borsuk zastąpi posowieckie BMP-1, których część poszła na Ukrainę, a pozostałe prezentują poziom lat 60. W Kielcach kilka lat temu pokazywano pojedynczy demonstrator technologii, a w tym roku w Warszawie i w Orzyszu jeździły już cztery prototypy. Przez te kilka lat wóz został dopracowany w szczegółach i zapewni Wojskom Pancernym i Zmechanizowanym zupełnie nową jakość. Załoga i desant są lepiej chronione przed ostrzałem, odłamkami oraz eksplozjami min, przy czym pojazd zachowuje zdolność pływania i bardzo dobrą dynamikę. Wieża z działkiem i pociskami przeciwpancernymi jest bezzałogowa, a dowódca i działonowy sterują nią z konsol w opancerzonym kadłubie.

Największą rewolucją jest pokładowa elektronika, która zapewnia załodze tzw. świadomość sytuacyjną. Koniec z wystawianiem głowy z włazu i rozglądaniem się przez lornetkę, koniec z nasłuchiwaniem meldunków przez trzeszczącą radiostację. Teraz jest nowoczesna elektrooptyka, „wrzucanie” danych o celach na elektroniczną mapę, przekazywanie tych danych między wozami w plutonie i do dowództwa oraz odbiór obrazów z krążących w powietrzu bezpilotowców rozpoznawczych. To zupełnie nowy sposób wojowania.

Borsuki przeszły testy fabryczne, są pod koniec testów państwowych, a wojsko chce ich zamówić około tysiąca (plus kilkaset w wersjach specjalistycznych). Producent deklaruje gotowość do produkcji seryjnej na przyszły rok.

Jelcz na nowo
Można powiedzieć, że są obliczem polskiej armii. Czołgów i transporterów nie spotyka się często na publicznych drogach, za to charakterystyczne kanciaste ciężarówki są tam widokiem powszednim. Jelcz właśnie odświeżył ofertę o nową, zaprojektowaną od podstaw rodzinę pojazdów.

Najbardziej rzuca się w oczy podcięta od dołu kabina, kojarząca się z wyrobami czeskiej Tatry i amerykańskiego Oskosha. Ale nie chodziło tylko o lifting. Przeniesiony za kabinę silnik jest łatwiej dostępny dla serwisantów. Wzmocniona rama to większa ładowność, a przejście od resorów piórowych do zawieszenia niezależnego to lepsza dzielność terenowa, większy komfort dla kierowcy i mniej wstrząsów dla ładunku.

Nowa linia, przygotowywana w odmianach 4x4, 6x6 i 8x8, nie wyprze starszych modeli, ale je uzupełni – i to też nie od razu, bo dopiero zaczyna próby fabryczne. W Kielcach pokazywano starsze i nowe Jelcze m.in. jako nośniki artylerii rakietowej: amerykańskich wyrzutni HIMARS i koreańskich Chunmoo, a także wyrzutni rakiet przeciwlotniczych CAMM i ich kabin dowodzenia.

Pilnowanie nieba
Zawartość tych kabin to z pozoru nic wielkiego: kilka wzmocnionych laptopów uzupełnionych o dodatkowe ekrany, wyświetlające nałożony na mapę obraz z radarów oraz tabelki gotowości poszczególnych wyrzutni. Prawdziwa sztuka kryje się w oprogramowaniu, które musi przyjąć informacje z wielu źródeł, złożyć je w spójny obraz i podpowiedzieć operatorowi, jak i czym wykryte cele zwalczać. Nad współczesnym polem walki są szybkie samoloty odrzutowe, nisko latające śmigłowce i malutkie, trudne do wykrycia bezpilotowce. Do niedawno przyjmowano, że nie warto „strzelać z armaty do wróbla” i zakładano, że drony to cel dla małokalibrowych działek, a kosztowne rakiety wystrzeliwuje się do samolotów. Tocząca się za granicą wojna udowodniła, że nie jest to takie proste: bezzałogowiec za kilkaset dolarów niszcząc stację transformatorową wyłącza prąd w połowie miasta. Liczy się więc nie wartość celu, ale straty, jakie może spowodować. Środki zwalczania dobiera się do zagrożenia, a że wszystko dzieje się w ciągu sekund, automatyzacja jest tu niezbędna.

Firma PIT-Radwar pokazywała również swój nowy radar: P-18PL. Ogromna, ale szybko składana konstrukcja, ma służyć do wstępnego wykrywania celów dla baterii rakiet przeciwlotniczych oraz do ogólnego nadzoru przestrzeni powietrznej. Pracuje w paśmie metrowym, które zapewnia zasięgi wykrywania liczone w setkach kilometrów (projektant opowiadał, że podczas prób „łapano” nawet przelatujące nad Polską satelity). Mniejszą niż w paśmie mikrofalowym dokładność nadrabia się wyrafinowanymi algorytmami obróbki sygnału, a dodatkową zaletą jest spora odporność na zakłócenia i fakt, że we współczesnych arsenałach brak pocisków przeciwradarowych działających na tych częstotliwościach. P-18PL zostanie włączony do baterii rakiet Patriot, a prawdopodobnie również do kompanii radiotechnicznych.

Atak bez zbędnej zwłoki
Wśród setek wystawianych bezzałogowców wyróżniał się Gladius. Zaprojektowany przez krajowego potentata prywatnej zbrojeniówki, WB Group, wchodzi właśnie na uzbrojenie. To tak naprawdę dwa rodzaje bezzałogowców: większy rozpoznawczy i mniejszy rozpoznawczo-uderzeniowy. Ten pierwszy wydłuży zasięg rozpoznania obrazowego Wojsk Rakietowych i Artylerii z obecnych kilkunastu-kilkudziesięciu do stu kilkudziesięciu kilometrów. Mniejszy będzie przeczesywał bliższe okolice, a gdy wykryje ważny cel, który może szybko zmienić swoją pozycję (wóz dowodzenia, wyrzutnię rakiet, ruchomy radar itp.), dzięki posiadanej głowicy bojowej może go od razu zaatakować i zniszczyć w trybie „kamikaze”.

Tutaj również to co najważniejsze siedzi w łączności i oprogramowaniu. Analiza obrazu pod kątem wykrycia zamaskowanych celów i ich identyfikacji, szybki przekaz danych do własnej artylerii, wydłużanie zasięgu łączności poprzez ustawienie części bezpilotowców w roli latających przekaźników, odporność na środki walki elektronicznej – z tego wszystkiego produkty WB zdążyły już zasłynąć na Ukrainie, a zbierane tam skrzętnie doświadczenia znalazły się i w najnowszym produkcie.

Pojawiam się i znikam
Wojna na Ukrainie, gdzie obie strony masowo używają rozpoznawczych dronów, uwypukliła rolę maskowania. Wchodząca w skład grupy Lubawa firma Miranda chwali się ultranowoczesnymi tkaninami, które potrafią ukryć nie tylko przed gołym okiem i lornetką. W dzisiejszych czasach trzeba się też chować przed termowizorami i radarami pola walki – i można to zrobić. Technologia jest skalowalna: od strojów maskujących lub narzutek dla pojedynczego żołnierza, poprzez małe i duże namioty, do wielkich płacht zakrywających pojazdy i kontenery w polowych bazach.

Do tego dochodzi jeszcze kamuflaż mobilny, czyli pokrycia mocowane rzepami do wozów bojowych. I oczywiście maskowanie aktywne: fałszywe cele, pneumatyczne lub rozstawiane na stelażach. To coś więcej niż zabawkowe „dmuchańce” – one również mają wyglądać i wyglądają jak prawdziwe we wszystkich pasmach obserwacji. Gdzie trzeba podgrzewane, gdzie trzeba maźnięte metaliczną farbą, przyciągają nieprzyjaciela, który marnuje na nie kosztowną amunicję.

O tym, co dzieje się i co czeka 18. Dywizję Zmechanizowaną w zakresie infrastruktury i uzbrojenia, pisaliśmy w ostatnich tygodniach TUTAJ i TUTAJ.


Nasz reporter jest do państwa dyspozycji:
Adam Białczak
+48.500187558

0 komentarze

Podpisz komentarz. Wymagane od 5 do 100 znaków.
Wprowadź treść komentarza. Wymagane conajmniej 10 znaków.